
Ja tego, proszę pana, nie nazywam Konstytucją, ja to nazywam konstytutą. I wymyśliłem to słowo, bo ono najbliższe jest do prostituty.
Piłsudski, oburzony konstytucją, nazwał ją „konstytutą”, porównując do prostytutki, wyrażając głębokie rozczarowanie, pogardę i poczucie zdrady.
Złożona natura oburzenia: Piłsudski o Konstytucji jako 'Konstytuta'
Słowa Józefa Piłsudskiego, iż nie nazywa Konstytucji Konstytucją, lecz „konstytutą”, co jest „najbliższe do prostituty”, stanowią niezwykle bogate źródło psychologicznego i filozoficznego wglądu w jego wnętrze, a także w dynamikę postrzegania władzy i prawa. Wypowiedź ta, nacechowana skrajnym oburzeniem i pogardą, otwiera wiele dróg interpretacyjnych, ukazując Piłsudskiego nie tylko jako polityka, ale i jako człowieka uwikłanego w głębokie emocje i wartości.
Użycie słowa „konstytuta” i jego zestawienie z „prostitutą” jest klasycznym przykładem dehumanizacji i moralnego potępienia. Piłsudski, świadomie bądź nie, odwołuje się do archetypicznych skojarzeń z prostytucją: zdrady, sprzedajności, braku integralności, braku moralnej czystości i przedmiotowego traktowania. Konstytucja, dokument mający stanowić fundament porządku prawnego i moralnego państwa, zostaje w jego ustach sprowadzona do poziomu czegoś plugawego i zhańbionego. Z psychologicznego punktu widzenia, takie porównanie świadczy o głębokim rozczarowaniu i poczuciu zdrady. Piłsudski prawdopodobnie postrzegał ówczesną Konstytucję (najprawdopodobniej tzw. „marcową” z 1921 roku) jako dokument, który zniekształcał jego wizję państwa, ograniczał realną władzę, lub był wynikiem politycznych targów, które uważał za szkodliwe dla dobra narodu. Jego oburzenie mogło wynikać z frustracji własną niemocą w obliczu systemu, który uważał za dysfunkcyjny i niemożliwy do zaakceptowania. Mamy tu do czynienia z projekcją negatywnych emocji na dokument prawny, który staje się symbolem wszystkiego, co Piłsudski uważał za złe w ówczesnej polityce.
Słowa „I wymyśliłem to słowo” sugerują również potrzebę kontroli i wyrażenia absolutnego potępienia. Tworzenie neologizmów w momentach silnych emocji jest mechanizmem, który pozwala wyrazić to, czego istniejące słowa nie są w stanie oddać. Piłsudski nie tylko potępia, ale i „przekształca” obiekt swojej niechęci, nadając mu nową, pejoratywną nazwę. Jest to akt symbolicznej dominacji i próba delegitymizacji Konstytucji w oczach opinii publicznej. Z perspektywy psychologii władzy, silne, wyraziste (nawet jeśli obraźliwe) wypowiedzi służą również do umacniania własnej pozycji i mobilizowania zwolenników. Piłsudski, wyrażając tak skrajną opinię, pozycjonuje się jako jedyny obrońca prawdziwych wartości, w kontraście do tych, którzy akceptują lub tworzą „konstytutę”. Jego słowa są zatem nie tylko ekspresją uczuć, ale i strategicznym elementem dyskursu politycznego, mającym na celu podważenie autorytetu przeciwników i skłanianie do działania.
W ujęciu filozoficznym, wypowiedź Piłsudskiego dotyka problemu prawomocności prawa. Czy prawo, które jest w oczach pewnych jednostek moralnie naganne lub niedoskonałe, nadal zasługuje na miano prawa? Piłsudski, odrzucając termin „Konstytucja”, kwestionuje samą istotę dokumentu, obnażając jego, według niego, wewnętrzną sprzeczność i moralne bankructwo. Jest to wyraz pewnego prawniczego realizmu, gdzie forma (konstytucja) staje się pusta, jeśli brakuje jej odpowiedniej treści i ducha, które dla Piłsudskiego byłyby synonimem silnego, sprawnego państwa. Cytat ten, w szerszym kontekście, jest świadectwem głębokiej walki o definicję państwa i jego wartości, prowadzonej przez Piłsudskiego z determinacją i bezpardonową szczerością, która często ocierała się o brutalność.