
Mało znam krajów, które mają tak wielki syndrom narzekactwa jak Polska. Jego źródło tkwi w przekonaniu, że ktoś na nas wciąż czyha i chce nam specjalnie zrobić coś złego.
Narzekactwo to obronny lęk przed zagrożeniem zewnętrznym, zakorzeniony w traumie historycznej i pesymizmie, by kontrolować niepokój.
Cytat Ewy Wojdyłło, w którym Polska jest przedstawiana jako kraj o „wielkim syndromie narzekactwa”, zakorzenionym w przekonaniu o ciągłym zagrożeniu ze strony czyhających złowrogich sił, otwiera fascynującą ścieżkę do analizy psychologicznej i filozoficznej. Na poziomie psychologicznym, ten fenomen można interpretować przez pryzmat lęku egzystencjalnego i mechanizmów obronnych. Narzekanie, wbrew pozorom, nie jest jedynie biernym manifestowaniem niezadowolenia. Może służyć jako forma kontroli – w obliczu percypowanego zagrożenia (na które ktoś „czyha”), narzekanie staje się sposobem na werbalizację obawy, a tym samym, paradoksalnie, na jej oswojenie. To jest próba zidentyfikowania wroga, nawet jeśli jest on jedynie hipotetyczny, co z kolei daje złudzenie gotowości do stawienia mu czoła.
Przekonanie o czyhającym złu można również odczytać jako echo traumy historycznej. Kraje, które doświadczyły długotrwałych okresów opresji, najazdów, utraty suwerenności, rozwijają zbiorową pamięć o zagrożeniu. Ta pamięć, przekazywana z pokolenia na pokolenie, może z czasem ewoluować w rodzaj zbiorowej paranoi, gdzie każdy niepowodzenie, każda trudność, jest interpretowana nie jako wynik przypadku czy naturalnych procesów, lecz jako celowe działanie zewnętrzne. To jest psychologiczna atrybucja przyczynowości – kiedy szukamy źródeł naszych problemów, łatwiej jest obarczyć nimi zewnętrznego wroga niż przyjąć odpowiedzialność lub pogodzić się z brakiem kontroli nad pewnymi aspektami życia. To zjawisko tworzy łańcuch przyczynowo-skutkowy: im bardziej czujemy się zagrożeni, tym bardziej narzekamy; im częściej narzekamy, tym bardziej utrwala się w nas przekonanie o globalnym spisku. Tworzy się błędne koło, które umacnia postawę ofiary.
Filozoficznie, ta postawa ma swoje korzenie w pesymizmie antropologicznym. Jeśli zakładamy, że natura ludzka jest z gruntu skłonna do złego, albo że świat jest miejscem inherentnie nieprzychylnym, to percepcja „czyhającego zła” staje się nie tylko uzasadniona, ale wręcz nieunikniona. To także wskazuje na brak zaufania społecznego, zarówno do instytucji, jak i do innych ludzi, co jest często konsekwencją długotrwałych reżimów autorytarnych czy okresów społecznej niestabilności. Narzekanie staje się tu, w pewnym sensie, formą oporu – choć pasywnego – przeciwko temu, co jest postrzegane jako niesprawiedliwość czy zamach na godność. W tym kontekście, syndrom narzekactwa nie jest jedynie negatywnym zjawiskiem; może być także trudnym do zinterpretowania sygnałem głęboko zakorzenionego lęku i niewyrażonej frustracji, które szukają ujścia w społecznie akceptowalnej formie ekspresji.